niedziela, 22 czerwca 2014

Sailor Moon czyli powrót Czarodziejek po 17-letniej przerwie w emisji!

Myślę, że każdy z nas kojarzy Sailor Moon- Czarodziejkę z Księżyca. Co w niej jest takiego niesamowitego, że zebrała w krótkim czasie ogromną rzeszę fanów, a anime było tłumaczone na wiele języków do telewizji krajowej? No i w końcu- czy to dobry pomysł, żeby powstała nowa ekranizacja całej serii? Dzisiaj krótkie i obiektywne spojrzenie na całą historię wraz z nową produkcją.



Manga Sailor Moon została napisana przez Naoko Takeuchi i liczy sobie 18 tomów. Została ona również przetłumaczona na język polski, a wersje duplikowane można kupić nowe, w internecie np.: na stronie Yatta.pl. Jeśli jednak kogoś interesują wersje pierwotne, jest to zadanie trudniejsze, bo trzeba szukać u właścicieli, którzy mimo upływu lat chcą je oddać za w miarę godną cenę. Sama posiadam całą serię, ale są to duplikaty. Oprócz tego mam jeszcze figurkę Sailor Jupiter i torbę z wszystkimi Senshi :)




 Torbę mam dobre 3-4 lata i ku mojemu zdziwieniu świetnie się trzyma. Co do mang kupiłam je później, w czasie ostatnich 3-2 lat. Figurka jak figurka- stoi ledwo bo ledwo- nie wiem czy to błąd fabryczny czy tak ma być, ale moja Makoto ładnie się chwieje x.x



 Co warto zaznaczyć- manga odznacza się wręcz cudowną 
kreską. Osobiście ją uwielbiam i wiele razy biorę tom do ręki tylko po to, aby nacieszyć oczy jej widokiem. W większości postaci oczy nie są tak ogromne, więc to jest dla mnie jednym z największych plusów. Twarze są zaokrąglone, ale mają ostrzejsze pociągnięcia, co dodaje im charakteru. Bez wątpienia- na budowle i tła również nie ma co narzekać, wykonane są z precyzją i starannością.

Jeśli już jesteśmy przy umiejętnościach Naoko- tuż przed Sailor Moon powstała 3 tomowa manga "Hasło Brzmi: Sailor V!", która była pierwowzorem bardziej znanej- Czarodziejki z Księżyca. Główną bohaterką [jak sam tytuł wskazuje] jest  Minako Aino, która w docelowej Sailor Moon odgrywa jedną z 4 głównych przyjaciółek Usagi Tsukino. Tam też wyrobiła swoją kreskę, chociaż jeśli patrzeć na szczegóły, to w mandze "Sailor V!" autorka pokładała więcej czasu na tła, ale za to twarze tracą na dokładności i brak im precyzji.


Pierwszy odcinek anime został wyemitowany w japońskiej telewizji w 1992 roku. Nosi ono taki sam tytuł, jest jednak podzielone na 5 serii: Sailor Moon Classic, Sailor Moon R, Sailor Moon S, Sailor Moon Super S i Sailor Moon Sailor Stars co daje nam łączną ilość odcinków- 200. Czy z 18 tomów mangi można zrobić dobre anime z 200 odcinkami na karku?

Jeśli chodzi o zgodność fabuły pomiędzy mangą i anime, to mamy tutaj do czynienia z ładnym kataklizmem. Pierwsza połowa serii R, Książę Księżycowej Poświaty- w mandze nie ma o nich wzmianki. Wszystko jest bardziej rozwleczone, 1 tom gdzie wszystkie czarodziejki się poznają to 10 odcinków. Na samym końcu serii zawsze pojawiała się decydująca walka, tutaj również mamy rozbieżności. Dla porównania- walka classic w anime rozgrywała się na biegunie, wszystkie czarodziejki zginęły, natomiast w mandze pojawia się motyw miecza[który pojawia się w anime dopiero w ostatniej serii], nie ma również mowy o biegunie czy o śmierci wszystkich wojowniczek.

Oczywiście, anime ma także swoje ogromne plusy. Przede wszystkim muzyka, za którą można by było wlepić Oskara. Soundtrack jest ogromny, wydano aż 41 płyt z samego anime [nie wliczam tutaj gier, i serialu live!]. Dla porównania- na moim komputerze sama muzyka z tego anime zajmuje 5,4GB. Imponujące, czyż nie? 
Kolejnym i chyba jeszcze większym plusem jest naprawdę świetny humor. Wiele razy, nawet dzisiaj potrafię śmiać się do łez ze scen w anime, których rzecz jasna w mandze nie zobaczymy. Dla przykładu- podsyłam jedną, krótką scenę. :)


Zabawne, prawda? :D
No ale co z tym nowym anime? Premiera zapowiedziana jest na 5 lipca. Czego możemy się spodziewać? Oto krótki trailer z napisami angielskimi. 


Od czego by tu zacząć. Najbardziej bałam się kreski i szczerze mówiąc nie zawiodłam się, oprócz włosów Usagi, które w tylnych partiach głowy wyglądają jak hełm o.O Miłym zaskoczeniem jest pozostawienie starego hasła "Ukarzę cię w imieniu księżyca" w takiej samej koncepcji jak było to poprzednio. Z Openingu również jestem zadowolona- bardzo dobrze oddali klimat ich poprzedników. Broszka do transformacji została zmieniona co niestety mi się nie podoba, bo jest to jakaś wizja reżyserska. Oprócz tego, miałam nadzieję że stroje będą takie jak w mandze. Z tego co widać historia zaczyna się od samiutkiego początku, a wtedy spódniczki były trochę dłuższe, a na oczach czarodziejek były maski. Skoro jesteśmy już przy niuansach- dlaczego Usagi jako 14letnia dziewczyna została zrobiona tak dorośle? Nawet w anime było widać idealnie różnice nawet pomiędzy seriami. A tutaj? Jak ich postarzą? Powiększą biust? Trochę to śmieszne...



W każdym razie- na chwilę obecną nie ma co się więcej zastanawiać. Możemy oczekiwać albo powstania niesamowitej legendy jaką jest SM, dzięki czemu znowu będzie ona w świetle reflektorów, albo zwyczajnego zaniechania potencjału serii i tym samym wpuścić na nią ostrą falę krytyki z argumentacją osób, które mangi na oczy nie widziały. 



Mam nadzieję, że dzisiejsza notka jest dla was satysfakcjonująca. :) 
Co do informacji- zmieniam system publikowania. Krótsze artykuły, ale 2 razy w tygodniu. Niedziela i czwartek. Co wy na to? :) 
Jeśli wam się podobało- zostawcie po sobie komentarz. Możecie mnie śledzić m.i.n na moim Facebook'u i Twitterze. 
Widzimy się we czwartek, do zobaczenia kochani! :)




czwartek, 15 maja 2014

Jeszcze żyję! - Krótko i informacyjnie

Kochani, jeszcze żyję!
Wszystko wokół w ostatnim czasie bardzo mnie przytłaczało, a w ostatnich tygodniach całość zakończyła się uderzeniem z pełną siłą w moją stronę. Jakkolwiek banalnie to nie brzmi- było ciężko. 
Wystawiłam 3 razy sztukę "Sen nocy letniej" W.Shakespeare w roli Hermii [ w tym premiera]. Całość poszła bardzo dobrze, bez większych przeszkód. Jeżeli ktoś ma blisko i ochotę, zapraszam do miasta Kęty w dniu 12.06.2014r. o godzinie 18:00, gdzie odbędzie się kolejny spektakl. 
Oprócz tego, wzięłam udział w Powiatowym Konkursie Talentów Małopolski, gdzie awansowałam do finału wojewódzkiego jako jedna z 4 laureatek na 90 uczestników. Oczywiście jestem bardzo zadowolona :) Jutro w Dobczycach [okolice Krk] czeka mnie finał wojewódzki. Trzymajcie kciuki, to bardzo pomaga! :)
Fot. by Kamila Kubica

A co z blogiem i moją działalnością? 
  1. Z powodu wyjazdu na tydzień do Włoch, a zaraz później na tydzień do Bieszczad- kolejna notka czeka na was dopiero 8 czerwca. Niestety nie będę miała stałego dostępu do internetu przez te 2 tygodnie. :((                                                                                                                    Mimo wszystko- śledźcie mojego facebooka i twittera, którego postaram się aktualizować w miarę możliwości :) 
  2. Z powodu tego wyjazdu, nie jestem wstanie pojechać na konwent Magnifikon, natomiast zamierzam pojechać na Krakon i końcowo-sierpniowe spotkanie fanów Azji. Dodatkowo czatuję cały czas na podanie dokładnych informacji na temat dalszej trasy Yoshikiego. Zdaję sobie sprawę, że na Polskę nie mam co liczyć, ale skrycie wyczekuję przykładowo Austrii, bo niestety do Berlina nie jestem w stanie pojechać. Czy ktoś z was też chciałby się wybrać?
  3. Zamierzam na poważnie otworzyć kanał YouTube. Dokładnej daty jeszcze nie jestem wam wstanie podać, natomiast znajdować się tam będą moje utwory, covery i szybkie newsy. Co o tym myślicie?
 Dziękuję, że jesteście ze mną. 
Pamiętajcie, że każdy komentarz pomaga mi napisać kolejne notki. 
Zapraszam również na mojego FB i Twittera. 
Jeśli masz swój blog- śmiało, zareklamuj się :)

Trzymajcie się ciepło, kochani! Niech moc Azji, muzyki i kreatywności będzie z wami :))


niedziela, 6 kwietnia 2014

Święto Hinamatsuri i japońskie parawany

Witajcie.
Dzisiaj o Święcie Hinamatsuri i histrorii japońskich parawanów- w pigułce. Do napisania notki natchnęły mnie dwie wystawy w Krakowskim Muzeum Japońskim, na których byłam dwa tygodnie temu.


Hinamatsuri- święto Lalek, obchodzono je kilka dni temu w Japonii, a dokładnie 3 kwietnia. Z tej okazji, Muzeum Manggha w Krakowie przygotowało wystawę lalek BJD.



BJD - "ball-jointed-dolls"  -Są to lalki kolekcjonerskie, a samo posiadanie chociaż jednej jest bardzo kosztowne, ponieważ wszystkie części i dodatki są wykonywane ręcznie. Są one stworzone ze specjalnej żywicy wysokiej jakości, która w dotyku przypomina porcelanę. Do każdej z nich można kupić ubrania, dodatki, bądź nawet samemu z różnych części ciała złożyć własną, unikalną dollfie.

Już na pierwszy rzut oka widać, że te lalki nie są przeznaczone do zabawy. Są one raczej skierowane do starszego odbiorcy, wymuszając refleksję. Ich rola? Oprócz pozowania i obiektu zachwytu, są natchnieniem dla wielu fotografów, którzy skupiając się na nich, łączą w sobie ekstrawagancję i naturalność.
Co ciekawe, na wystawie zostały ukazane lalki, które należą do polskich kolekcjonerów. Okazuje się, że w Polsce mamy nie tylko osoby, które interesują się BJD, ale także samych projektantów, którzy są w stanie stworzyć na zamówienie unikalną i jedyną w swoim rodzaju lalkę od podstaw. Oczywiście- za odpowiednią sumę.
No właśnie, to jak to jest z tymi cenami?
Prawda jest taka, że wygląda to tak, jak z każdą inną rzeczą- perukę dla lalki możemy kupić za 50zł, możemy kupić i za 500zł. Wszystko zależy od tego, jaką techniką jest zrobiona dana część, kto jest autorem i jak wiele szczegółów przedstawia. Oczywiście, liczy się też naturalność. Orientacyjnie- TUTAJ można sprawdzić ceny, na jednej z polskich stron.

Prawda jest taka- nie jest to tania inwestycja. Ja pomimo, że jestem niesamowicie zadowolona z wystawy i pomimo tego, że BJD są dla mnie czymś  na prawdę ciekawym- chyba jednak zostanę przy ich oglądaniu. Podziwiam osoby, które są w stanie na nie wydać tyle pieniędzy.


Oprócz tego, wstąpiłam również do tego samego muzeum na wystawę parawanów.


Cała wystawa zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Całość była bardzo czytelnie przedstawiona, od historii parawanów, po cały instruktaż jego powstawania- to było naprawdę warte uwagi. Przy każdym z obiektów była wzmianka o autorze i dacie stworzenia. Znajdowało się tam również dokładne opisanie tego, co przedstawiał wraz z rozczytaniem symboliki. 
Oprócz tradycyjnych parawanów- można było zobaczyć zwoje, które były robione w bardzo podobny [wbrew pozorom] sposób. 


Za bilet [ulgowy] na obie wystawy zapłaciłam 10zł. Gdyby tylko czas mnie nie ponaglał, byłabym tam dłużej niż te 2,5h, podziwiając te niesamowite dzieła.
Obie wystawy można wciąż zobaczyć- także jeśli ktoś jest zainteresowany, naprawdę polecam, bo warto. Myślę, że nie będę dzisiaj nic więcej opisywać, żeby was nie zanudzić na śmierć. 

Możecie śledzić mnie na facebook, twitter, tumbrl [i tych mniej ciekawych portalach], aby wiedzieć, co się dzieje u mnie na bieżąco. 
Serdecznie pozdrawiam :)







czwartek, 27 marca 2014

MIYAVI w Krakowie

Cześć i czołem!
Jako, że ostatnio byłam na koncercie MIYAVIego, myślę, że ta notka będzie dobrym pomysłem na ciekawy początek blogowania. Na początek zapraszam TUTAJ - interaktywnie, ciekawie przedstawiona trasa Slap The World.

Koncert odbył się 23 marca w krakowskim 'Club STUDIO'.
Zakupiłam bilet normalny( niestety [chociaż czy ja wiem] kiedy chciałam kupić V.I.P już nie było możliwości) dlatego wybrałam się pod klub dość późno i stałam w kolejce od godziny 18:30 [30 minut po rzekomym rozpoczęciu wpuszczania normali] całą okrągłą godzinę. Z tego co się dowiedziałam od innych osób- wpuszczali od 18:30.

 Usadowiłam się po prawej stronie, dość z tyłu. MIYAVI wraz z Bobo wyszedł na scenę o godzinie 20. Setlisty jak nie było- tak nie ma, natomiast zaśpiewanych kawałków było 20 i opierały się one w dużej mierze o nową płytę artysty. Ze starych piosenek- usłyszeliśmy m.i.n: "Selfish Love", "What a wonderful world" i "Kimi ni negai wo". 

MIYAVI- spisał się niesamowicie. Myślę, że jeśli ktoś nie wrzeszczał cały koncert (do czego odwołam się zaraz) to odnalazł te emocje i intencje, jakie artysta chciał nam przekazać. 

Myślę, że mogę sobie pozwolić na skrytykowanie paru rzeczy. 
Dziękuję bardzo wszystkim osobom, które przez cały koncert piszczały i nie dawały MIYAVIemu dojść do głosu. Nie chodzi mi tutaj o hałasowanie po piosence, czy nawet w trakcie jego śpiewania, ale wtedy kiedy mówił i ewidentnie prosił, żebyśmy się uspokoili, wsłuchali się w muzykę i dali mu powiedzieć i zaśpiewać to, co przygotował. I tutaj zastanawia mnie- czy ten przeważający procent osób, które były na koncercie nie zna podstaw języka angielskiego, czy byli oni tak podekscytowani że po każdym słowie MIYAVIego musieli piszczeć i tupać. W każdym razie- usłyszałam może 60% z tego, co powiedział artysta. 

Tak jak wspomniałam- stałam dość z tyłu, jednak doszły do mnie fale, gdzie dwa razy pod rząd zbierałam ludzi spod własnych nóg. Oprócz tego chciałabym złożyć oklaski dla jakiejś dziewczyny w czarnej bokserce, wysokiej [ok. 178-185cm], która ewidentnie pół koncertu się na mnie pchała i próbowała przejść bliżej sceny. Jakie to było miłe uczucie, kiedy w końcu odpuściłam i dałam ci przejść, a ty ładnie zakryłaś mi- jak i kilkudziesięciu osobom za mną cały kadr (nie przeciskając się dalej, bo tam już w ogóle był ścisk).

Koncert zakończył się po 2 godzinach fragmentem piosenki 'We love you' zaśpiewanej przez nas samych. Niestety muszę stwierdzić, że akcja od ST z kółkami i śpiewaniem nie wyszła nawet w miarę dobrze. Kartki może miało ze 60-100 osób, ale w takiej ilości nie robiły one jakiegoś fajnego efektu wizualnego [co jeszcze pal licho sześć], ale nikt z nas też nie został poinformowany, kiedy zaczynamy śpiewać piosenkę. Specjalnie jeszcze na sali koncertowej sprawdzałam stronę ST, ale nic nie było o tym wiadomo. Koło mnie stały 2 osoby z kartkami- ani jedna z nich po zapytaniu nie wiedziała kiedy śpiewamy piosenkę. Jak się można było domyślić- na końcu. 

Jeszcze parę słów o koncertowym staff'ie. Można było na nim kupić:
  • Koszulkę [4 rodzaje] - 100zł
  • Płytę [CD+DVD] - 80zł
  • Digtal Pass [dostęp na pendrive do specjalnej strony, gdzie można śledzić Slap the world] -80zł
  • Przypinki [Czarna/Biała] -5zł szt.
W moim posiadaniu znalazła się płyta i 2 przypinki. I tutaj w zasadzie działy się rzeczy 'najciekawsze'. Jako, że dość szybko wyszłam z sali [ z myślą o staff'ie] udało mi się stanąć w pierwszej linii do kupna. Sekundy później, rzuciło się na mnie stado ludzi [dosłownie]. Pchali się do tego stopnia, że zaczęło robić mi się słabo. Kanty lady, o które się opierałam [ a raczej byłam na nie wpychana] były dość ostre i po kupieniu rzeczy mój brzuch w niektórych miejscach krwawił. [Nie ma jak obsługiwać prawą stronę, a lewą zacząć po jakiś 4-5minutach -pan sprzedający staff].

No ale nie wypada ciągle narzekać. Oklaski dla całego fandomu, który umiał nie tylko podane fragmenty, ale i całe piosenki, które MIYAVI śpiewał [w szczególności jakaś dziewczyna za mną w wieku ok 17 lat, która znała teksty wszystkich piosenek i śpiewała je dokładnie z MIYAVIm ^^]. Oprócz tego wszystkie skandowania, pomysł z tupaniem o trybuny i inne wychodzące w trakcie koncertu akcje wyszły świetnie i zrobiły bardzo dobre wrażenie :) 


Podsumowując.
Mimo moich wszystkich narzekań- koncert był świetny i mogłabym się przejść na niego jeszcze kilka razy [pomijając epizod ze staffem]. Bawiłam się świetnie. 

Mam nadzieję, że was dzisiaj nie zanudziłam. 
Trzymajcie się!